Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/319

Ta strona została przepisana.

plecami do skały. Wyrzekano na niebaczność dowódców, grożąc im. Autharyt jednak nie obawiał się tego. On z uporem właściwym barbarzyńcy, którego nic nie zniechęca, dwadzieścia razy dziennie przesuwał się po równinie, badając otaczające skały i spodziewając się za każdym razem znaleźć jakiś ślad przejścia. Okryty futrem zarzuconem na swe szerorokie barki, przypominał towarzyszom niedźwiedzia wyglądającego na wiosnę z jaskini, czy śniegi już stajały.
Spendius, otoczony Grekami, ukrył się w jednej rozpadlinie, a ponieważ lękał się gniewu ludu, rozgłosił wieść o swej śmierci. Wszyscy byli przerażająco wychudli, skóra ich pokryła się niebieskawym marmurkiem. Dziewiątego wieczoru trzech Iberyjczyków umarło; towarzysze ich przestraszeni, oddalili się, a ciała rozebrane z odzieży pozostały na piasku w słońcu.
Wtedy Garamanci zaczęli kręcić się wokoło nich. Była to rasa ludzi przywykłych do samotności, którzy nie uznawali żadnego boga. Najstarszy z tej bandy zwołał drugich i rzucając się nożami na trupy — pokrajali je na kawały a przykucnąwszy na piętach, pożerali chciwie. Wszyscy inni, patrząc na to zdaleka, wydawali okrzyki zgrozy, lecz wielu w głębi duszy zazdrościło Giaramantom takiej odwagi. To też wśród nocy zbliżali się do nich, żądając małego kąska tej obrzydłej strawy dla spróbowania — jak mówili. Odważniejsi naśladowali ich, a liczba takich, coraz wzrastając, wkrótce stała się tłumem. Większa część, poczuwszy przy ustach to zimne mięso, opuszczała ręce, jednakże niektórzy zjadali z przyjemnością.
Aby być usprawiedliwionymi, licznym przykładem zachęcali się wzajemnie. Taki, który z początku