Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/59

Ta strona została przepisana.

niebawem wzniosła się wielka kolumna pyłu, szara i prostopadle postępująca; w kłębach tej kolumny dały się widzieć łby dromaderów, piki i tarcze. Była to armja barbarzyńców, która ciągnęła na Kartarginę.




IV.
Pod murami Kartaginy.

Wieśniacy z okolicy usadowieni na osłach, lub pieszo, wybladli, zmordowani, strworzeni przybywali do miasta. Uciekali przed armją, która w trzech dniach przebyła drogę z Sikki do Kartaginy.
Zamykano bramy, dojrzawszy zdala barbarzyńców, lecz ci zatrzymali się w środku międzymorza nad brzegiem jeziora. Zrazu nie zdradzali nieprzyjacielskich zamiarów. Wielu owszem zbliżało się z palmami w ręku. Mieszkańcy jednak taką przejęci byli obawą, że ich powitali gradem strzał.
Pomimo tego wielu włóczęgów krążyło pod murami. Zauważono szczególniej niskiego człowieka, osłonionego starannie płaszczem, z twarzą ukrytą zupełnie, który przypatrywał się całemi godzinami wodociągom z taką uporczywością, że można było podejrzywać, iż pragnie tem zasłonić istotne swoje cele. Towarzyszył mu drugi człowiek olbrzymiego wzrostu.
Lecz Kartagina była silnie obwarowana na całej szerokości międzymorza; najprzód głębokim rowem, potem wałem darniowym, a nakoniec murem, szerokim na trzydzieści stóp a wzniesionym na dwa piętra wy-