Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/143

Ta strona została przepisana.

— Nie popełniłem kłamstwa — rzekł — będę udawał żem się dał pani uwieść, tém bardziéj, że nie przypuszczam, ażeby młody człowiek tak związany jak jest teraz Paweł, mógł myśléć o małżeństwie.
Cezaryna przez kilka dni była jakby złamaną; potém wróciła do życia czynnego i rozproszonego i wydawało się nawet, że zachęcała na swój sposób parę projektów małżeństwa, które się w koło niéj tworzyły. Co rano szturmowano bukietami do drzwi pałacu, co dzień szturmowano wizytami, jak tylko bramę otwarto.
Od czasu do czasu odwiedzałam Pawła i Małgorzatę przy ulicy Assas. Utwierdzałam się w przekonaniu, że to połączenie nie uszczęśliwiało ani jednego ani drugiego i że dziecko tylko wypełniało miłością i weselem serce Pawła. Małgorzata była bez żadnéj wątpliwości, stworzeniem uczciwém pomimo błędu popełnionego w pierwszéj młodości; błąd ten atoli stanowił przeszkodę do małżeństwa którego pragnęła, a którego Paweł więcéj niż ja dopuścić nie mógł. Pewnego dnia pokłócili się mojéj obecności, biorąc mię za sędziego.
— Gdybym nie miała dziecka — mówiła Małgorzata — nigdybym o małżeństwie nie pomyślała, bo wiem dobrze, że na nic nie zasługuję; ale odkąd mam swego Piotrusia, dręczę się przyszłością, mówiąc sobie, że on pogardzać będzie swą matką, skoro zrozumie, że nie uważano ją za godną na żonę. Myśl o tém takiego mię smutku nabawia, że są chwile, w których wstrzymuję się od miłości dla