Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/216

Ta strona została przepisana.

czył sobie czyjegokolwiek wglądania w jego środki egzystencyi, bo odrzucał nawet moje pośrednictwo. Panna Dietrich była osobą obcą dla niego; nie mógł tego znieść, żeby ktoś obcy wdzierał się w jego życie wewnętrzne i wtajemniczał Małgorzatę w swoje, dla podyktowania jéj swoich rozkazów. — Daj mi koronki — dodałam — i pieniądze, któreś wzięła naprzód; obowiązuję się odnieść je. Jutro otrzymasz robotę, którą ci przyrzekłam, a która przejdzie przez moje ręce bez narażania cię na obce wizyty.
— Odważnie zgodziła się na ofiarę, któréj po niéj wymagałam. Winnam powiedziéć, że zresztą była naprawdę szczęśliwą i jakby pocieszoną tém, że nic markizowi nie winna; uznawała surowość Pawła, a jeżeli czegoś tajemnie żałowała — bo dziecko musiało się w niéj odezwać — to pewniéj widoku pierścionka aniżeli posiadania ziemi.
Schodząc ze schodów, spotkałam Pawła, który chciał na chwilę odwiedzić rodzinę, mając wkrótce do markiza powrócić. Cezaryna udała się do domu wraz z ojcem. Panu de Rivonnière nie było lepièj. Każdéj chwili lękano się o jego życie. P. Dietrich nie chciał zostawić swéj córki, żeby była obecną konaniu.
Kiedym przyszła, zastałam Cezarynę bardzo wzruszoną. Uparta w swoich zamiarach (niekiedy na złość saméj sobie), ułożyła sobie że przepędzi noc pełną wzruszeń, wraz z Pawłem u wezgłowia umierającego. Nic nie mogło ją odciągnąć od tego planu, a tymczasem szczerze opłakiwała mar-