Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/234

Ta strona została przepisana.

A kiedy Paweł dotknął jej ręki w białéj rękawiczce, dodała:
— Daję panu dobry przykład, idę za mąż! Zaślubiam tego, który mię kocha od dawna. Znam osobę, któréj pan winieneś jeszcze więcéj....
Paweł jéj przerwał:
— Widzę bardzo dobrze, — rzekł — że pani jesteś jeszcze panną Dietrich; bo oto zaczynasz pani chcieć, żeby ludzie byli szczęśliwi w brew swéj woli.
— Czyżby to było w brew woli pana? Nie sądziłam, że panu tak trudno powziąć dobre postanowienie.
— I tutaj jeszcze przemawia zawsze panna Dietrich; ale godzina przeobrażenia zbliża się: markiza de Rivonnière nie będzie ciekawą.
— A więc, jeżeli przyjmować będzie dawane sobie lekcye z taką łagodnością jak panna Dietrich, to będzie doskonałą?
— Będzie doskonałą, nikt już o tém nie wątpi.
Ukłonił się i oddalił od nas.
Ta krótka rozmowa prowadzona była w tonie łaskawymi z dobrym humorem. Paweł wydawał się zupełnie pojednanym; był też istotnie, albo nic innego nie pragnął. Co do niéj, możnaby było przysiądz, że w sercu jéj nie było nic ani mniéj ani więcéj dla niego, niż dla przyjaciół trzeciéj lub czwartéj kategoryi. Te z osób obecnych, które od pewnego czasu nie widziały markiza, nie uważały go za tak ciężko chorego. Niektóre utrzymywały, że on przesadził słowami swoje złe, dla zmiękczenia panny Cezaryny i skłonienia jéj do małżeństwa bez jutra, które przynajmnijé po-