Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/269

Ta strona została przepisana.

niu — że robisz tutaj dziw na alluzyę do przeszłości. Zdawałoby się, zestawiając swego męża daleko wyżéj od mojego, żałujesz w głębi serca namiętności mniéj czystéj, ale daleko żywszéj niż przyjaźń.
Małgorzata zarumieniła się aż po białka oczu, ale nie zrzekała się wywnętrzenia co do przedmiotu zbyt dla niéj drażliwego. Miałam przed sobą dwie natury najsprzeczniejsze, jakie tylko wyobraźnia powieściopisarza stworzyćby mogła: jednę, jednoczącą w sobie całe panowanie, jakie kobieta zdolną jest mieć nad sobą i nad innemi; drugą zupełnie pozbawioną obrony, zdolną rozumować i rozmyślać aż do pewnego punktu, ale zmuszoną przez naturę swych wrażeń podlegać wszystkiemu i wszystko wyjawiać.
— Pani słusznie robi, żartując ze mnie — odparła — nie jest to ładnie przypominać sobie brzydką przeszłość, kiedy się ma lepszą teraźniejszość na którą się nie zasługuje; ależ do pani czyż ja nie mogę mówić wszystkiego! Zobacz-że pani, czyja nie mam powodu być zazdrosna względem pani! Dla kogóż zostałam uwiedzioną i opuszczoną? Rozumie pani, że teraz wiem o tém. Chociaż Paweł nigdy nie chciał o tém mówić, to przecież nie jedno mu słowo się wyrwało. Markiz pani kochał panią oddawna; przez złość poszukał sobie mnie, a chcąc do pani powrócić, tam mię usadowił. To co mi raz się wydarzyło, może wydarzyć się jeszcze. Być może, jest to mojém przeznaczeniem, żeby pani była nieszczęściem i szczęściem całego mego życia.