Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/273

Ta strona została przepisana.

z kary, którą według ciebie, przeznaczenie na mnie włożyło. Uważasz mię za zwyciężoną i złamaną, nieprawdaż? Otóż mylisz się, nie jestem, nie będę nigdy zwyciężoną. Chciałam żeby Paweł Gilbert mię kochał; kocha mię!
— Kłamiesz! — zawołałam — jego przyjaźń dla ciebie jest równie świętą, jak wszystkie inne uczucia w jego życiu.
— A któżby chciał, żeby było inaczéj? — odpowiedziała, powstając z wyrazem dumy wszystko przygniatającéj. Więc tyś sobie może wyobrażała, że ja chciałabym go zrobić kochankiem i stać się sama kochanką?
— Nie, bez wątpienia; ale może myślisz, że obłąkasz jego rozum, udręczysz serce i zmysły...
— Nie zniżam się do tego stopnia, ażebym wiedziała czy on ma zmysły i czy mój obraz je wzburza. Żyję w takiej sferze pojęć i uczuć, dokąd te niezdrowe myśli nie przenikają. Jestem naturą podniosłą, żyję ponad rzeczywistością, powinnaś o tém wiedzieć, i uważam, że zapominając o tém, poniżasz się sama więcéj niż mnie obrażasz. Chciałam być najszlachetniejszém i najczystszém uczuciem Pawła, ale zarazem i naj żywszém. Czy myślisz, że to mi się nie udało?
— Jeżeli ci się udało, dopełniłaś dzieła nieszczęścia i zniszczenia. Postawić się na miejscu prawnéj żony w sercu i myśli małżonka, odebrać temu, kogo się wybrało, miejsce, które powinien zajmować w sercu i myśli żony; — znaczy to w wysokiéj i straszliwéj sferze, którą zajmujesz jak ci