Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/304

Ta strona została przepisana.

słać go raz jeszcze w podróż. Możnaby było myśleć jedynie o przedłużenie terminu; w każdym jednak razie, aż do nowego rozkazu p. Dietrich chciał, żeby stan markiza był trzymany w tajemnicy. Dubois twierdził, że nic w tém nie było niepodobnego, z powodu rozkładu pałacu i dyskrecyi ludzi, którzy byli dla niego wszyscy ślepo poświęceni.
W dwie godziny potém, p. de alboune który przyjechał w nocy, przyszedł do p. Dietricha na rozmowę w tym samym przedmiocie. P. de Valboune był bezwzględnym i nieopatrznym w mowie. Nie lubił Cezaryny dla tego może, iż kochał ją bez nadziei przed jéj zamążpójściem. Poczytywał jéj za winę, że nie chciała się połączyć z jego przyjacielem, a kiedy mu p. Dietrich przypomniał układ honorowy, mocą którego Jakób w razie wyleczenia się, zobowiązał się nie reklamować swych praw, przysiągł, że Jakób był zbyt prawym, ażeby myślał o reklamowaniu; — lękać się tego, znaczyłoby to ubliżać mu.
— A jednak — powiedział p. Dietrich, wczoraj wieczorem zrobił scenę niepokojącą, a w chwilach przewrotu o niczem nie pamięta.
— Tak jest, odparł Valboune, jest on wtedy pod panowaniem szaleństwa, — przyznaję; i gdyby jego żona nie była przyczyną mimowolną lub nieświadomą téj egzaltacyi, trzymając go w zależności od siebie w przeciągu lat pięciu, to miałaby prawo być dla niego nieubłaganą; ale ona pragnęła go mieć przyjacielem i sługą. Uczyniła go zbyt wielkim niewolnikiem i zbyt nieszczęśliwym, po-