Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/56

Ta strona została przepisana.

— Pragnie gorąco żebym poszła za mąż jak można najprędzéj, z tym warunkiem że się nie rozstaniemy. Mój drogi ojczulek ubóstwia mię, ale się i boi; chciałby bardzo, zatrzymując mię jednakże blizko swego serca, uwolnić się od odpowiedzialności która nad nim ciąży. Widzi się zmuszonym psuć mnie, zgadza się na to, ale się zawsze lęka żebym jego dobroci nie nadużyła. Im pilniejszą jestem, im więcéj się odsuwam od zabaw, im rozsądniejszą jedném słowem się staje, tém bardziéj się obawia, żeby moja zamknięta wola nie wybuchła w bajecznych jakich ekscentrycznościach.
— Czyż nie podtrzymujesz téj obawy kilku paradoksami, z których ani słowa nie wierzysz i którychbyś mogła zaniechać, zwłaszcza mówiąc w obec niego?
— Podtrzymuję ją na wszystkie strony, gdyż ona zabezpiecza mię od władzy, którąby nademną uchwycił, gdyby mię zbyt powolną znalazł. Nie łaj mię za to, droga przyjaciółko, ja prowadzę ojca do jego i mojego dobra i szczęścia. Środki, których używam, nie powinny panią obchodzić. Niech sumienie pani będzie spokojne, cel mój jest dobry i godzien pochwały. Ażeby dojść do niego, ojciec musi zachować swoję odpowiedzialność i nie składać jéj w ręce pierwszego lepszego, któryby mię zmusił do nowéj pracy dla podbicia go.
— Zdaje mi się, że z panem de Rivonnière nie będziesz miała wielkiego zachodu. Tu w okolicy uchodzi za człowieka najłagodniejszego w świecie.