Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/61

Ta strona została przepisana.

— I ja tak myślę. Znam miarę swego poświęcenia i nie lękam się, aby je ktoś przewyższył; ale jest tysiące sposobów wyrażania poświęcenia, gdy tymczasem sposobności dla dowiedzenia go są rzadkie albo małoznaczne. A zresztą wyrażenie daleko więcéj olśniewa kobiety aniżeli dowód, a przyznam się pani, że nie wiem jeszcze pod jaką formą przedstawić mam przyszłość, którą chciałbym przyrzec o ile można uśmiechniętą i piękną.
— Nie wymagaj pan rad odemnie; nie znam pana dostatecznie, ażebym udzielić mu ich mogła.
— Poznaj mię pani, panno de Nermont, — tego tylko pragnę. Kiedy panna Dietrich przemawia do mnie, mięszam się, i bardzo być może, odpowiadam jéj nie to coby było prawdą istotną. Z tobą pani, mniéj będę lękliwym, i odpowiadać będę z taką ufnością, jakąbym miał dla siostry własnéj. Pytaj mię pani, — oto całe moje życzenie. Jeżeli nie będziesz zadowoloną ze mnie, powiesz mi to, zganisz. Wszystko co od pani pochodzi, świętem będzie dla mnie. Nie zbuntuję się.
— A więc, czy masz pan, jak utrzymują, słodycz anielską?
— Tak jest, ale w wypadkach zwykłych; wyjątkowo, gniewam się straszliwie.
— I gniewu tego nie możesz pan powstrzymać.
— Jak kiedy. Jeżeli jakiś wypadek, depcze tylko moję miłość własną, pokonywam się, ale jeżeli zrani mi serce, staję się szalonym.
— T cóż pan robisz w szaleństwie?
— Jakżeż mogę wiedzieć? Nie przypominam sobie, gdyż nie mam świadomości tego co robię.