Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/89

Ta strona została przepisana.

wła, którego prowadziłam do niéj dla powitania. Paweł był ciekawy zobaczyć z blizka i w całym blasku „tę gwiazdą tak wysławianą” — tak mówił do mnie o pannie Dietrich, — ale ciekawość była czysto filozoficznéj natury, równie bezinteresowna jak gdyby tu chodziło o wystudyowanie jakiego cennego rękopisom, albo jakiego zagadnienia archeologicznego. To uczucie spokojne a stałe, przebijało się w jego oczach błyszczących a zimnych.
W oczach Cezaryny dojrzałam coś zuchwałego jakby wyzwanie; spojrzenie to przestraszyło mię. Jak tylko Paweł ją powitał, pociągnęłam go zarękę i oddaliłam od niéj. Doświadczyłam jakiegoś nagłego przeczucia fatalnych skutków, jakie mogła pociągnąć za sobą moja nieroztropność. Mało mu nie powiedziałam: dosyć, teraz odejdź, ale w tłumie, co się cisnął w około władczyni, zgubiłam Pawła, — a ponieważ byłam czynną gospodynią domu, mając w swojéj opiece wszystkie małoznaczące osoby, któremi panna Dietrich nie raczyła się zajmować, straciłam go z oczu przez całą godzinę! Tymczasem wypadało mi, dla dania rozporządzeń, przechodzić przez małą galeryę tak napełnioną kwiatami i krzewami, że wyglądała jak gęsta i prawie ciemna aleja; i wtedy ujrzałam nagle Cezarynę i Pawła samych w tym ustronnym kąciku. Siedzieli jakby ukryci pod pomnikowym fajansem, z którego wydobywały się promienisto gałązki kwieciem obsypane wspaniałej mimozy. Była tam okrągła sofa. Cezaryna wachlowała się! Jak osoba, którą gorąco zmusiło do szukania schro-