Strona:PL Gabriela Zapolska - Żabusia. Dziewiczy wieczór.djvu/051

Ta strona została uwierzytelniona.

Bartnicki. Niechże i tak będzie. Skoro taka jesteś skryta to będziesz... to bądź sobie, panie tego... skryta...


SCENA V.
Ciż sami, ŻABUSIA.

Żabusia (w różowej sukience). Jesteście jeszcze w domu? myślałam że już wyszliście oddawna.

Bartnicki. Któraż to, panie tego, godzina?

Żabusia. Trzecia.

Bartnicki. Uf!... spóźnimy się... Mańka... Chodźmy... gdzie mój kapelusz?

Żabusia. Czekaj zatracony Raku, niech ci krawat poprawię. Wychodzisz na ulicę jak obdartus. Wstyd tylko Żabusi robisz... Tak a teraz pocałować Żabcię...

Bartnicki (całując ją). Sto razy, nie raz.

Żabusia (do Maryi). Pocałować Żabcię!

Marya (usuwając się). Wezmę książki i zmienię w czytelni. Od trzech tygodni widzę „Krwawą trucicielkę“ Boisgobeya... Czy mam wziąć ciąg dalszy tej wielce zajmującej powieści?

Żabusia. Nie, zresztą, nie bierz książek do zmiany. Ja ich i tak nie czytam.

Marya. Po co abonujesz?