Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/330

Ta strona została uwierzytelniona.

Teraz, pochylił się, porwał cały stos „Tygodnika“ i w wodę wrzucił. Woda prysnęła białą masą, łódka zachybotała, Janek nogą w ścianę czółna kopnął.
— Na pohybel ci! — zaklął.
Nie dokończył, bo czółno się gwałtownie przechyliło a on z dziką radością, po raz pierwszy w życiu roześmiany serdecznym, gorącym śmiechem, w wodę skoczył, waląc się głową naprzód, tak jak zwyczajnie na swój tapczan w kredensie się walił.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Teraz kołatki tryumfalnie wypłynęły nad brzeg stawu i dzwoniły ciągle mistyczną litanię w obłoku białym, z ziemi się wznoszącym.
Na stawie była cisza zupełna i kołysało się tylko próżne czółno, które powoli wróciło do swej równowagi...