Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pod Ulm, pod Culm, pod Austerlitz...

Mogłaby przynajmniej zasypiać ze złością i gniewem na tego zuchwalca.
Tymczasem jego delikatność, potem to dziwnie ciche, milczące zatrzymanie się pod jej drzwiami, każą jej myśleć o nim, ale w inny, jakiś lepszy, łagodniejszy sposób.
A potem ten gest rozrzucenia gencyan i wizya Pity, wyciągającej w promieniach zachodzącego słońca rączki do ukwieconych szafirem ptaków, lecących ku niej lotem strzał...
I te wizye gór ledwo zaznaczonych.
I ten sygnał rowerowy, który zdawał się dźwiękiem harfy i płynął od lasu gencyan, bijących przed nią pokłony...
I ta świeżość rozmodlonych nad brzegami strumieni ruchów.
I ta młodość nagła rozmodlonej u krynicy swobody jej duszy...
Bo choć nikt tego nie widzi...
Tuśka zaczyna rozsnuwać pajęcze nici, tkane brylantami, od których biją blaski.
Tak... tak...



X.

Nazajutrz jednak rankiem o godzinie siódmej odezwał się straszny ryk lwa.
Natychmiast odpowiedział mu drugi ryk, dalej pomrukiwanie jakieś tajemnicze, następnie szczeknęła hyena i znów ryk króla puszczy zatrząsł zakopiańską chałupą.
Tuśka szarpnęła się na łóżku i cała aż drżeć zaczęła. Gniew w niej wezbrał nie tylko za to mocniejsze przebudzenie, ale i za to delikatne i ciche dobranoc mil-