Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. III.djvu/217

Ta strona została przepisana.
MOZESA.

A teraz ty, Jojne, mnie nawzajem uczysz. I mnie, kiedy ty mówisz, jest tak, jakby kto powieki przedzierał. Dawniej ja byłam pusta i głupia dziewczyna, teraz ja chcę być inna. (Gorąco). O! Jojne, ja chciałabym być taka, jak Małka!

JOJNE
(kiwając głową).

Nie, Mozeso, ani ja, ani ty nie będziemy nigdy jak Małka! ona była taka... co to... wszystko!

MOZESA
(cicho).

Więc ja nigdy nie będę niczem, Jojne?

JOJNE.

Ty możesz być, Mozeso, lepszą, niż byłaś i ja mogę być ciągle lepszy... tylko my na to musimy nie kochać siebie wcale i nie myśleć o sobie. My musimy kochać biedne i brzydkie ludzie i mówić im: „mój biedny, mój dobry“, choćby on był bardzo brzydki i obmierzły. Ja był także głupi, ciemny, obmierzły, obżartuch — a ona mi mówiła: „mój biedny Jojne!“ Ja teraz inny — niech i tamci będą także inni.

MOZESA
(gorąco).

Ja chcę tak postępować, Jojne, ja robię co mogę, ja oddaję moje pieniądze Marjem i Ghanie, wspomagam. Ja na szabas i sukienki nowej nie sprawię, niech oni ciepłą odzież mają.