Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VI.djvu/231

Ta strona została przepisana.

STEFKA (dobry charakter jej bierze górę). Ja mówiłam strusie... ale to nic. Śliczne.
BOGUCKI. A zwłaszcza, że jednej malutkiej osóbce ślicznie...
STEFKA. Może za duże? Co? Mnie się zdaję, że wyglądam jak pies w chomoncie... (skacze na sofkę ogląda się w lustrze, nie zdejmując boa) siupaj pan także... (Bogucki siada obok niej). Jak mi się stary zapyta skąd wzięłam, to powiem, że mi pan dał. Niech się wstydzi, że taki skąpy i inni panowie mi prezenta dają.
BOGUCKI. Ja w ogóle nie rozumiem jak panią można czegoś pozbawiać. Przecież to największem szczęściem jest otoczyć kobietę zbytkiem i przepychem...
STEFKA. No — proszę pana... a niech pan tylko tu spojrzy...
MICHASIOWA (w głębi). Mnie się już nawet nie chce kurzów ścierać z tych gratów.
STEFKA (surowo). Niech Michasiowa pójdzie zobaczyć w kuchni czy mnie tam niema...

(Michasiowa wychodzi).

BOGUCKI. Panią to należałoby postawić w serwantce jak figurkę z porcelany...
STEFKA (powoli smutniejąc). To nie. Ale widzi pan ja bym chciała choć w mojej sytuacji mieć tyle pieniędzy, aby ludziom gardła pozatykać. A tak to mną poniewierają dwa