Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VII.djvu/105

Ta strona została skorygowana.

JANKA (zapatrzona przed siebie). Są okoliczności, w których kobieta traci wiarę i dumę.
BABUNIA. Dumę... może. Ale wiarę nigdy! a zresztą ja już kobieta starej daty — gdy miałam zmartwienie, umiałam się wypłakać i pomodlić w kącie... Ale ja jeszcze czytałam książkę do Nabożeństwa Dunina — to co innego.
JANKA. Ja tego nie potrafię!
BABUNIA. Wiem to, wiem. A szkoda, szkoda, ze łzami przy modlitwie uraza spływała i ja nigdy nie byłabym (ze znaczeniem) chciała cudzego nieszczęścia. (Janka milczy). Sądzę, że lepiej będzie dla ciebie, Janka, gdy nie będziesz się widzieć sam na sam z Tosią.
JANKA (która chwilę wpatrywała się w fotografię mężczyzny na biurku). O! muszę, muszę widzieć Tosię.

SCENA PIĄTA.
Też same, TOSIA, ZIUNIA.
ஐ ஐ

TOSIA (ładna, młoda, lalkowata panienka o niewiele znaczącym wyrazie oczu i twarzy; ubrana wytwornie, biało i prześlicznie; à la vierge uczesana, biegnie za Ziunią wołając). Oddaj puder... oddaj puder...
ZIUNIA (uciekając). No, daj mi spokój.