Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/186

Ta strona została przepisana.

na Andrzeju głęboki, uwodny urok. Cała jego istota, zwiedziona w tych dniach przez pozór wyzwolenia, była sposobną do poddania się urokowi „wiecznie kobiecego“. Zaledwie poruszone przez tchnienie niewieście, popioły dały iskry.
— Maryo, przedstawiam ci mego kuzyna, hrabię Andrzeja Sperelli-Fieschi d’Ugenta.
Andrzej skłonił się. Usta obcej pani otwarły się do uśmiechu, który wydawał się tajemniczy, gdyż połyskliwy welon ukrywał resztę twarzy.
Następnie markiza przedstawił Andrzeja Don Manuelowi Ferres y Capdevila. Potem rzekła, pieszcząc włosy dziewczynki, która patrzyła na młodzieńca dwojgiem słodkich, wylękłych oczu:
— Oto Delfina.
We faetonie Andrzej siedział naprzeciw Donny Maryi u boku męża. Ona nie odsłoniła jeszcze welonu; na kolanach trzymała bukiet od Ferdynanda i od czasu do czasu podnosiła go ku nozdrzom, odpowiadając na pytania markizy. Andrzej nie pomylił się: w jej głosie brzmiały najzupełniej niektóre akcenty głosu Heleny Muti. Naszła go niecierpliwa ciekawość obaczenia odkrytej twarzy, wyrazu, barwy.
— Manuel — mówiła, rozprawiając — odjedzie w piątek. Potem wróci, żeby mnie zabrać.
— Mamy nadzieję, że po długim czasie — obiecywała sobie ze serdeczną rozkoszą Donna Franczeska. — Najmniej po miesiącu; czy tak, Don Manuelu? Najlepiej jednak byłoby, żebyśmy wyjechali wszyscy w jeden dzień. My zostaniemy w Schifanoji do pierwszego listopada, nie dłużej.
— Gdyby mnie matka nie czekała, zostałabym chętnie z tobą. Lecz przyrzekłam na wszelki sposób