Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/190

Ta strona została przepisana.

mogłaby użyczyć rysunkowi postaci niewieściej ta wijąca się i rozdzielna moc czarnych włosów! Właściwie nie były czarne. Oglądał je w dzień potem, przy stole, w chwili kiedy ich dotknęło odbicie promieni słonecznych. Miały odcienie ciemnego fioletu, w rodzaju tych, które posiada zabarwienie drzewa kampeszowego lub także czasami stal, próbowana w płomieniu, lub też pewien rodzaj polerowanego palisandru; i zdawały się sypkie, gdyż, mimo swej gęstości, włosy były oddzielone jedne od drugich, przeniknięte powietrzem, prawie rzekłbym oddychały. Trzy świetne i melodyjne epitety Alceusa jakby przynależały Donnie Maryi „Iδπλοχ δγνα μειχσμειδε...“ — Mówiła subtelnie, okazując umysł delikatny i skłonny do spraw umysłowych, do wybrednego smaku, do rozkoszy estetycznej. Posiadała wykształcenie bogate i różnorodne, rozwiniętą wyobraźnię, barwne wyrażenia, określenia osoby, która widziała wiele krajów, żyła w rozmaitych klimatach, znała różnych ludzi. I Andrzej czuł egzotyczny wiew, który otaczał jej osobę, czuł idący od niej dziwny, uwodny urok, czar, składający się z błędnych fantazmatów rzeczy dalekich, które ona widziała, z widoków, które jeszcze miała w oczach, z przypomnień, które napełniały jej duszę. Był to czar nieokreślny, niewyrażalny; było to, jakgdyby nosiła w swej osobie ślad światła, w którem się nurzała, wonie, którymi oddychała, języki, które słyszała; było to, jakgdyby nosiła w sobie wszystkie zmięszane, gasnące, niewyraźne czary owych dziedzin Słońca.
Wieczorem, w wielkiej sali, która przechodziła w przedsionek, usiadła przy fortepianie i otworzyła go dla spróbowania, mówiąc:
— Grywasz jeszcze, Franczesko?