Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/247

Ta strona została przepisana.

deszła owa straszna i bohaterska chwila, dziwnym trafem chwila ta nie nadeszła. Franczeska była dziś cały czas ze mną. Dziś rano zrobiłyśmy wycieczkę konną drogą do Rovigliano. A całe prawie popołudnie przepędziłyśmy przy fortepianie. Ona chciała, żebym grała niektóre tańce z XVI wieku, potem Sonatę „fismoll“ i sławną „Toccata“ Muzia Clementi, potem dwa czy trzy „Capricci“ Dominika Scarlatti; i chciała, żebym jej śpiewała niektóre części „Frauenliebe“ Roberta Schumanna. Co za przeciwieństwa!
Franczeska nie jest już wesoła, jak niegdyś, jak była także w pierwszych dniach mojego pobytu tutaj. Często jest zamyślona; kiedy się śmieje, kiedy żartuje, wydaje mi się jej wesołość sztuczną. Zapytałam jej: — Czy masz jaką myśl, która cię gnębi? — Ona mi odrzekła, udając, że się dziwi: — Czemu? — Ja dodałam: — Widzę, żeś trochę smutna. — A ona: — Smutna? O, nie; mylisz się. — I śmiała się, lecz śmiechem mimowoli gorzkim.
To mnie martwi i napełnia nieokreślonym niepokojem.


∗             ∗

Zatem pojedziemy jutro popołudniu do Vicomile. On mnie zapytał: Czy starczy pani sił na przejażdżkę konną? Konno moglibyśmy przejechać cały sosnowy las...
Potem mi także powiedział: — Niech pani odczyta z pośród liryków Schelley’a do Jane „Recollection“.
Zatem pojedziemy konno; Franczeska także pojedzie konno. Inni, razem z Delfiną, pojadą w mail-coach.
W jakże dziwnem usposobieniu ducha znajduję się dziś wieczór! Mam na dnie serce jakby głuchy i ostry