Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/311

Ta strona została przepisana.

— Czy rozumiesz? Nie koło Quattro... — zauważył ze swą zwykłą komiczną powagą Gino Bomminaco.
Przyjaciele zaśmiali się z dowcipu; a śmiech udzielił się także Sperellemu. Nie dotknęła go ta złośliwostka. Owszem, właśnie teraz, kiedy brakło podstawy, było mu miło, iż przyjaciele sądzą, że nawiązał znowu stosunek z Heleną. Zaczął rozmawiać z nadeszłym Juliuszem Musellaro. Z kilku słów, które doleciały jego uszu, wywnioskował, że w kółku mówiło się o lordzie Heathfield.
— Poznałem go w Londynie, lat temu sześć albo siedem — mówił książę di Beffi. — Zdaje mi się, że był Lord of the Bedchamber księcia Walii...
Potem głos jego przycichł. Książę opowiadał bajeczne rzeczy. Do uszu Andrzeja doszedł pośród urywków erotycznych zwrotów dwa czy trzy razy tytuł sławnego w dziejach skandalów londyńskich dziennika: Pall Mail Gazette. Byłby chciał słuchać: naszła go straszna ciekawość. Obaczył znowu w swej wyobraźni ręce lorda Heathfield, te ręce blade, tak pełne wyrazu tak znaczące, tak wymowne, niezapominalne. Lecz Musellaro mówił dalej. W końcu rzekł doń:
— Wyjdźmy. Opowiem ci...
Na dole na schodach spotkali hrabiego Albonico, który szedł na górę. Nosił żałobę z powodu śmierci Donny Hipolity. Andrzej przystanął i zapytał go o kilka wiadomości, tyczących się bolesnego zdarzenia. Dowiedział się o śmierci tej w listopadzie, w Paryżu, od Guida Montelatici, kuzyna Donny Hipolity.
— Czy to był tyfus?
Wdowiec bezbarwny, jasny blondyn, skorzystał ze sposobności i zaczął rozwodzić się nad swojem nieszczęściem. Obnosił swój ból jak ongi obnosił był pię-