Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/315

Ta strona została przepisana.

— Na co tam patrzysz? — zapytał go Musellaro.
— Na nic. Daj mi papierosa. Przyspieszmy kroku, bo zimno.
Przeszli w milczeniu przez via Nazionale aż do Quattro Fontane. Zadumanie Andrzeja było widoczne. Przyjaciel rzekł doń:
— Ciebie z pewnością coś trapi.
A Andrzej uczuł, że mu serce tak wzbiera, iż miał już oddać się zwierzeniom. Lecz się powstrzymał. Był jeszcze pod wrażeniem złośliwostek słyszanych w Klubie, opowiadania Juliusza, całej nowej niedyskretnej lekkomyślności, którą sam wywoływał, którą sam uprawiał. Zupełny brak tajemniczości w miłosnej przygodzie, próżne upodobanie kochanków w przyjmowaniu dowcipów i uśmiechów innych, cyniczna obojętność, z którą byli kochankowie zachwalają przymioty kobiety tym, którzy już niebawem mają ją posiąść i zapał z jakim udzielają im rad, jak najlepiej dojść do celu i uprzejmość, z którą użyczają im najdrobniejszych wyjaśnień co do pierwszego spotkania, żeby wiedzieć, czy sposób, którego dama używa teraz przy oddaniu się, jest podobny do dawnego, wszystkie ustępstwa i przyzwolenia i następstwa i wogóle wszystkie małe i wielkie obrzydliwości, które towarzyszą rozkosznym światowym wiarołomstwom, zdawały się mu sprowadzać miłość do mieszaniny niesmacznej i nieczystej, do nieszlachetnej pospolitości, prostytucyi bez tego nazwiska. Wspomnienia Schifanoji przeszły mu przez duszę, jak serdeczne wonie. Postać Donny Maryi jaśniała pośród nich z takiem życiem, że prawie się zdumiał; a jeden ruch widział wyraźniejszy od innych, nad inne jasny: ruch jej, kiedy w lasku Vicomile wyrzekła płomienne słowo. Czy usłyszy znowu to słowo