Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/349

Ta strona została przepisana.

śniegowej, tajemniczość i niepewność rozpalały jego wyobraźnię, odrywały go od rzeczywistości.
Nad Rzymem, w tę pamiętną noc lutego, jaśniała bajeczna pełnia o nie widzianem nigdy świetle. Powietrze zdawało się przesycone jakby niemateryalnem mlekiem; wszystkie rzeczy zdawały się nieuchwytnymi obrazami, jak obraz meteoru, zdawały się być widocznymi z oddali wskutek chimerycznego promieniowania swych kształtów. Śnieg okrywał wszystkie laski krat, zasłaniał żelazo, tworzył hafty lżejsze i delikatniejsze od lodowych filigranów, które dźwigały na sobie odziane w białe płaszcze kolosy, jak dęby dźwigają tkaniny pajęcze. Ogród, zamrożony, kwitnął na podobieństwo nieruchomego lasu ogromnych i bezkształtnych lilji; był to ogród pozostający w posiadaniu księżycowego czaru, bezduszny raj Seleny. Niemy, milczący, głęboki dom Barberini zajmował powietrze; wszystkie ogromnie białe płaskorzeźby olbrzymiały, rzucając cień niebieskawy, przejrzysty niby jakieś światło; a te światła i te cienie kładły na prawdziwej architekturze budynku fantazma cudownej architektury ariostowskiej.
Wychyliwszy się, by popatrzeć, czuł oczekujący pod urokiem tego cudu, że fantazmaty, które żywiła miłość, rozwijały się na nowo i, że szczyty liryczne uczucia znowu błyskały, jak te lodowate ostrza krat do księżyca. Lecz nie wiedział, którą z obu kobiet wolałby w tej fantastycznej sceneryi: czy Helenę Heathfield, odzianą w purpurę, czy Maryę Ferres w gronostaje, i ponieważ jego umysł lubował się w przedłużaniu niepewności wyboru, zdawało się mu, że w lęku oczekiwania dziwnie mieszają się i spływają dwie obawy, rzeczywista o Helenę i wyobrażona o Maryę.
Pośród milczenia zaczął z pobliża bić zegar, dźwię-