Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/355

Ta strona została przepisana.

jakby nie materyalnych, podobnych może do horyzontów księżycowego krajobrazu, budzących w umyśle widzenie jakiejś wpółwygasłej gwiazdy, zamieszkanej przez Many. Kopuła Świętego Piotra, świecąca osobliwym metalicznym błękitem pośród błękitu powietrza, olbrzymiała, na pozór tak bardzo blizka, że prawie zdawała się dotykalna. A dwa młode z łabędzi zrodzone Heroje przepiękne pośród tej niezmiernej białości, jak pośród apoteozy swego początku, zdawały się Geniuszami Rzymu, czuwającymi nad snem świętego miasta.
Kareta stała długi czas przed królewskim pałacem. Ponownie zaczął poeta śnić swój nieziszczalny sen. A Marya Ferres była blizka; może także czuwała, marząc; może także czuła ciążącą na sercu tej nocy wspaniałość i marła od roztęsknienia; daremnie.
Kareta przejechała powoli poprzed bramą Maryi Ferres, która była zamknięta. Nad nią szyby okien odzwierciedlały pełnię księżyca, patrząc na wiszące ogrody Aldobrandinich, gdzie wznosiły się drzewa, niby cuda powietrzne. I poeta rzucił bukiet białych róż na śnieg, w hołdzie, przed bramą Maryi Ferres.