Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/393

Ta strona została przepisana.

— Więc?
— Lady Heathfield jest dla mnie łaskawsza od księżny Scerni. Spodziewam się, że będę miał najwyższy zaszczyt być zapisanym po tobie na liście...
Wybuchnął śmiechem nieco pospolitym, pokazując białe zęby.
— Myślę, że moje czyny indyjskie, rozpowszechnione przez Juljusza Musellaro, dodały mej brodzie pewnego rysu bohaterskiego, co może nie spotka oporu.
— A, twoja broda powinna dzisiaj drżeć od wspomnień...
— Jakich wspomnień?
— Wspomnień bakchicznych.
— Nie rozumiem.
— Jakto! Zapomniałeś o bajecznym Jarmarku majowym ośmdziesiątego czwartego roku?
— O, widzisz! Przypominasz mi! Tych dni wypadnie trzecia rocznica... Jednak ciebie tam nie było. Kto ci opowiedział?...
— Chcesz wiedzieć zbyt wiele, mój drogi.
— Powiedz mi; proszę cię.
— Raczej myśl o tem, żebyś zgrabnie skorzystał z tej rocznicy; i rychłe mi daj wieści.
— Kiedy się zobaczymy!
Kiedy ci się podoba.
— Proszę cię na obiad wieczorem w Klubie, około ósmej. W ten sposób będziemy mogli razem zająć się tamtą drugą sprawą.
— Dobrze. Żegnaj, Złotobrody. Spiesz!
Rozstali się na piazza di Spagna, u stóp schodów; i ponieważ Helena przechodziła przez plac zwracając się ku via de’Due Macelli, by wejść na Quattro Fontane, Secinaro dopędził ją i przyłączył się do niej.