Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/78

Ta strona została przepisana.

— A Franczeska?
— Jeszcze nie przyszła.
Zbliżyło się czterech czy pięciu eleganckich panów, książę di Grimiti, Robert Casteldieri, Ludwik Barbarisi i Giannetto Rutolo. Inni dochodzili. Szmer ulewy zagłuszał słowa.
Donna Helena podała rękę Sperellemu, swobodnie, jak wszystkim innym. Czuł że go w tem podaniu ręki coś odpycha, Helena wydała mu się zimną i poważną. Wszystkie jego sny w jednej chwili zlodowaciały i zapadły się; przypomnienia poprzedniego wieczoru popadły w rozsypkę; nadzieje wygasły. Co jej było? Nie była to ta sama kobieta. Była odziana w rodzaj długiej tuniki z wydry, a na głowie miała rodzaj tocco także z wydry. W wyrazie twarzy miała coś szorstkiego i prawie pogardliwego.
— Jeszcze czasu dość na filiżankę — rzekła do księżnej i usiadła.
Każdy przedmiot przechodził przez jej ręce. Kusił ją centaur, wycięty w onyksie, robota bardzo subtelna, może pochodząca z rozprószonego muzeum Wawrzyńca Wspaniałego. I wzięła udział w licytacyi. Oznajmiła rzeczoznawcy swoją cenę głosem cichym, nie podnosząc nań oczu. W pewnej chwili współzawodnicy wstrzymali się: kupiła kamień tanio.
— Wyborne kupno — rzekł Andrzej Sperelli, który stał poza jej krzesłem.
Helena nie mogła pokonać lekkiego wstrząśnienia. Wzięła kamień i podała mu do oglądnięcia, podnosząc rękę do wysokości barków, bez odwracania się. Była to zaiste prześliczna rzecz.
— Może być, że to centaur, którego skopiował Donatello — dorzucił Andrzej.