Strona:PL George Gordon Byron - Manfred.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.

Z drzew posępnych ich barwy obrywał, słuchałem
Jak liście szemrząc z cicha leciały w przestrzeni,
Jak na ziemię padały!... I tak przebiegałem,
Przemarzyłem dni błogie uroczéj młodości!!!....
Ale kiedy na drodze człowieka spotkałem,
Czułem się poniżony. — W obliczu nicości
Stanąłem! I postrzegłem żem jak ludzie, kałem.
Potém chcąc badać w skutkach przyczyny, schodziłem
Do grobów — wyciągałem tam wnioski zbrodnicze
Z głów trupich — z prochów! — W końcu już się odważyłem
W zagrzebane od wieków księgi tajemnicze
Zazierać!... Odtąd nocy bez spania schodziły!...
Coraz daléj a daléj;... aż po latach wielu
Wszystkie tajnie przyrody mnie się otworzyły!...
Dziś na jedno skinienie, do każdego celu
Wywołać mogę duchów ile będę wzywał!
Jak z tym dniem oswojone oczy me z wiecznością.

ANTEROS I EROS!!...

Staną na me wezwanie!... Jakby rozkazywał
Wielki Jambikus; sławny przedwieczną mądrością.
Z większą nauką przyszła chęć większéj mądrości,
Jaśniał umysł światlejszy wyższém objawieniem,
Zasięgałem!!!

NIMFA.

Zbłądziłeś?...