Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/299

Ta strona została przepisana.

Wszystko wokół kołysało się w powolnym ruchu. Po niebie przeganiając jedna drugą, płynęły ciężkie, szare chmury, po obu stronach drogi chwiejąc nagimi wierzchołkami, migały mokre drzewa, rozchodziły się w krąg pola, występowały i rozpływały się pagórki.
Nosowy głos woźnicy, dźwięk dzwoneczków, wilgotny poświst i szum wiatru, ziewały się w drżący strumień, który wił się i płynął ponad polami z jednostajną siłą..
— Bogatemu i w raju za ciasno — taka to sprawa!... Zaczął mnie naciskać, a z władzami w przyjaźni żyje — kiwając się na koźle, ciągnął dalej woźnica.
Gdy dojechali do stacji, wyprzągł konie i powiedział do matki beznadziejnie smutnym głosem:
— Dałabyś mi pięć kopiejek — wypiłbym chociaż!
Dała mu monetę. Woźnica podrzucił ją na dłoni i oznajmi! jej tym samym tonem:
— Za trzy — wypiję wódki, za dwie — zjem chleba...
Po południu, rozbita i zziębnięta, przyjechała do dużej wsi Nikolskoje, poszła na stację, poprosiła o herbatę i usiadła przy oknie postawiwszy pod ławką swoją ciężką walizę. Z okna widać było niewielki plac pokryty zdeptanym kobiercem żółtej trawy — urząd gminny — ciemnoszary dom ze spadzistym dachem. Na ganku urzędu siedział łysy chłop z długą brodą, w samej tylko koszuli i palił fajkę. Po trawie przechadzała się świnia z niezadowoleniem poruszając uszami. Wsadzała ryj w ziemię i kiwała głową.
Ciemnymi masami płynęły chmury i zwalały się jedna na drugą. Było cicho, ponuro i nudno, życie jak gdyby schowało się gdzieś, zaczaiło się.
Nagle na plac wpadł galopem przodownik policji, osadził rudego konia przed gankiem urzędu i machając w powietrzu nahajką zaczął krzyczeć na chłopa — wrzaski jego uderzały o szyby okien, ale słów nie było słychać. Chłop wstał, wyciągnął rękę pokazując gdzieś w dal, przodownik