Strona:PL Grabiński Stefan - W pomrokach wiary.djvu/093

Ta strona została uwierzytelniona.

chutnią, a po stajach, po samotnych wypatruje ślepe oczy czarna, biedna noc?..
W taką godzinę wygnał Błażej Żwacz synów z ojcowskiej, rodzimej zagrody...
Więc poszli w wicher, w szarugę, w poświstach zjuszonych orkanów, w odchlisko mgłami ciężarne..

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .


Na lewadzie.


Była kotlina — przestrona, darniowa płań, podszyta łączą i zielem. Pagóry po krańcach, uroczyska pobrały się wkoło, zsupliły we wian przełęków, wierzchołów... a szłomy gorzały w pokrwawiu.
Zachód bo się rozżagwił czerwcowy, więc i łuniały w zgorzeli
Na przełaj przez darń, przez murawę przebierał się modrawą strugą potok, rozwodził pośrodku w wiszarem zgłuszoną młaczkę i zatracał hen za kurhanem, gdzie zagaj bukowy się ćmawił. Poprzez rozpadlinę, co owdzie się rzuciła między dwa osypiska, wnęciły się poślednie promieńce i klinem przypadły w lewadę: spłomieniły się gładysze, zapachniały dźwońce, marzanna, zagrały grzechotki stada wedle moczaru... tak słonko żegnało dolinę...
Na zboczu połogiego wysypu, pod wierzbą, płaczką-samotnicą dwoje młodych siedziało.
On dziewkę wpół objął, a drugą rękę przyłożywszy do czoła zapatrzył się gdzieś daleko przed siebie, w rozświetl zachodową...