karz — tu jak w studni, wpaść łatwo, ale wyleźć trudniej... Kaucya swoją drogą, a ratusz swoją...
Ale wreszcie rozległ się dzwonek telefonu, otwarły się drzwi:
— Stupajtie w niz...
Zacząłem się żegnać.
— Naprasno, wy tolko w kancelarju — burknął Siergiejew.
Była to jednak jego ostatnia złośliwość.
W kancelaryi ksiądz mi oświadczył, że będę dziś jeszcze puszczony, wprzód jednak mam się udać do policmajstra na „licznoje swidanje“.
To „licznoje swidanje“ wywołało silne wrażenie. Ksiądz, jak mi opowiadano, z chwilą, jakem poszedł do gmachu, gdzie mieszka jego najwyższy naczelnik na telefoniczne zapytania o mnie odpowiadał nie inaczej, jak: oni poszli, oni siejczas prijdut; jednym słowem w liczbie mnogiej, co się uważa za formę wysokiej grzeczności. Ja tymczasem siedziałem w przedpokoju kancelaryi
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/160
Ta strona została uwierzytelniona.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/1/1a/PL_Gustaw_Dani%C5%82owski_-_Wra%C5%BCenia_wi%C4%99zienne.pdf/page160-1024px-PL_Gustaw_Dani%C5%82owski_-_Wra%C5%BCenia_wi%C4%99zienne.pdf.jpg)