Strona:PL Gustawa Jarecka - Szósty oddział jedzie w świat.pdf/12

Ta strona została uwierzytelniona.

Wtedy mama wychylała się przez okno (strasznie to zabawna rzecz takie parterowe okno, spojrzeć, a już widać całe mieszkanie) i wołała:
— Wandziu, uspokój Jasia.
Ach, ile rzeczy się wydarzyło już pierwszego dnia. Najpierw przyszła do pomocy w gospodarstwie młoda dziewczyna z niebieskiemi, wesołemi oczami. Nazywała się Marta. Mówiła „wielmożma pani”, albo „łaskawa pani”, a mamusia zaraz na to, że nie potrzeba, żeby tylko „pani”.
Podziwiali siebie nawzajem. Marta oglądała wszystkie przedmioty i naczynia, jakie przywieźli.
— Ale to piękne… — wzdychała wciąż i wypytywała:
— To nie jedwabne? A to z czego?
Wanda też kręciła się koło niej z ciekawością. Zapytałaby ją chętnie o coś, ale nie wiedziała jak zacząć. Tymczasem Marta sama przystąpiła do niej i z uśmiechem na rumianej twarzy zapytała:
— Nie wie to gdzie śruber?
Wandzia okrągłemi ze zdumienia oczami i z otwartemi ustami patrzała na nią bezradnie. Niby to było po polsku, a przecież nic się nie rozumiało. Ani słowa.
Nawet mama przywołana na pomoc nie wiedziała. Zaczęto pokazywać, domyślać się.
— Może śruba?
— Nie, nie skąd.
Okazało się, że to zwyczajna szczotka.
Dopiero tatuś, który tu już był od miesiąca za-