Strona:PL Gustawa Jarecka - Szósty oddział jedzie w świat.pdf/23

Ta strona została uwierzytelniona.

We czwórkę przypadli do ziemi i Wandzia nie widziała już nic, tylko ich schylone głowy i grudki ziemi wylatujące spod lasek, które gwałtownie rozkopywały piach. Serce jej biło ze wzruszenia. Jaka szkoda, że nie była z nimi.
— Au — zawołał Hubert i zrobiło się cicho.
— Kamień — powiedziała Ojda z prawdziwą rozpaczą.
— Ale ładny — pocieszył się mały chłopak z czerwonemi guzikami.
— Weź go se — mruknął Hubert — krzemień — i zaraz dodał gniewnie — nie mówiłem, jakie tam skarby, żeby nawet pieniądze były, toby się popsuły, tyle lat…
— Wcale nie — sprzeczała się Ojda — złote pieniądze czasem paręset lat leżą — ale już głos jej był mniej pewny.
Nagle rozejrzała się bystro i wsadziła głowę w wąski otwór strzelnicy. Zetknięcie było tak nieoczekiwane, że obie odskoczyły, rozciekawiona Wandzia i czerwona jak mak Ojda.
Musiała się zawstydzić swoich dziwnych, fantastycznych pomysłów i tego, że się Wandzia przypatrywała ich zabawie. Nie mówiąc słowa, cofnęła głowę.
Zdaleka, z przeciwnej strony, z za muru doleciało donośne, przeciągłe gwizdanie: fi, fi, fiu, fiu…
Ojda pierwsza, a za nią chłopcy zaczęli się wdrapywać wgórę, chwytając się kęp trawy i omszonych