ślicznych muszelek, pudełka wysadzane muszlami, broszki i bransoletki z bursztynu i małych błękitnych marynarzy z filcu.
Dlatego ani na chwilę nie mogły się zamknąć usta. Truda wzdychała:
— Ach żebym mojej mamie taką kistkę[1] na szycie mogła kupić… — a inne:
— Pewnie drogie są takie muszle, nie?
— Ja muszę koniecznie coś przywieźć dla mojego braciszka Jasia — zwierzała się Wandzia Marysi-Ojdzie, ale mam pięćdziesiąt groszy, co można za to kupić?
Ojda zamyśliła się:
— Może mały woreczek z muszlami, albo malutką żaglówkę? Ale żaglówka chyba jest droższa, a muszle powinny tu być tanie, przecież morze wyrzuca je zwyczajnie na piasek, na brzeg.
Przeliczono pieniądze. Niestety, licząc już z pogardzanemi dwójkami, było pięćdziesiąt sześć groszy.
Tylko Ojda, Brysia i Małgosia nie miały kłopotów. Pojechały bez grosza i nikt nie mógł oczekiwać od nich prezentów.
Omawiając z ożywieniem te sprawy, weszły po stopniach na szczyt pięknie zalesionej Kamiennej Góry. Naprawdę widziało się stąd doskonale. Morze już pociemniało i było teraz mniej spokojne. Pieniste fale biły o brzeg, głębia wyglądała
- ↑ Skrzynkę.