Strona:PL Gustawa Jarecka - Szósty oddział jedzie w świat.pdf/44

Ta strona została uwierzytelniona.

bransoletkę kupiła Oleńka dla matki. Długo pocierano bursztyn, żeby naelektryzowany przyciągał papierki — wtedy już będzie wiadomo, że jest prawdziwy.
Dopiero trzeciego dnia uśmiechnął się los do wycieczki. Słońce świeciło od rana, morze było błękitne i jasne. Od rana zaludniło się wybrzeże, a na falach, blisko brzegu, gęsto płynęły wysmukłe kajaki, lekkie żaglówki i wielkie, ciemne łodzie rybackie, kierowane przez opalonych na morski, miedziany kolor rybaków z zakasanemi pod kolana spodniami.
Wszystkie projekty, których dotychczas nie można było urzeczywistnić, zostały wtłoczone w ten jedyny, słoneczny dzień.
Tego dnia zdarzyła się największa przygoda tej wycieczki, ostatnia, która zamknęła i przypieczętowała rok szkolny, obfity w tyle nowin.
Przedewszystkiem trzeba było zwiedzić port. Motorówką „Delfin” wyruszono i zaraz gwałtowne kołysanie na falach dało dziewczynkom poznać trudności pierwszych morskich podróży. Najgorzej było z Wandzią. Nieprzyzwyczajona nawet do jazdy łódką, odczuwała ciągły zawrót głowy. Najgorzej było, kiedy „Delfin” wyjechał na pełne morze. Twarze pobladły i zawczasu przygotowane przez panią cytryny, zostały wstydliwie wyjęte z ukrycia.
Dopiero po dłuższej chwili przyzwyczaiły się dziewczynki i zaczęły przyglądać się pięknemu