Strona:PL Gustawa Jarecka - Szósty oddział jedzie w świat.pdf/7

Ta strona została uwierzytelniona.

Kominy to była pamiątka po Łodzi, gdzie jest tyle fabryk i twarze dzieci wracających ze szkoły często noszą figlarne, czarne kropki sadzy.
Ale w ostatnich latach dużo było kominów nie oddychających szaremi smugami dymu. Sterczały martwe, a ludzie nie mieli wtedy pracy, ani pieniędzy.
Dlatego tatuś szukał posady gdzieindziej i znalazł ją właśnie w Wąbrzeżnie na Pomorzu. Dlatego pani Kowalska z dziećmi wyjeżdżała na zawsze z Łodzi, gdzie mieszkali przez całe życie.
— Mamusiu, dlaczego nazywa się „Pomorze”?
— Bo ta dzielnica sięga aż do morza, ale u nas go jeszcze nie będzie. Zato jezior pewnie zobaczysz dużo, bo to już jest pas Pojezierza Bałtyckiego — objaśniła mama, ale wcale nie zdawała się cieszyć z podróży.
Tęsknotę Wandzi odsunęła nagle ciekawość, jak też wygląda miasteczko, w którem będą mieszkali? W Łodzi nie było wcale jezior. W parkach, albo za miastem zdarzały się stawy i sadzawki.
Ostatecznie, nie było może tak źle pojechać w nieznane strony. Bo to niby też Polska, a przecież coś innego. Wandzia znów przysunęła się do okna. Za szybą przelatywały małe stacyjki, na których pociąg nie stawał wcale.
Dopiero po pewnym czasie zjawiły się większe zabudowania, pociąg zwolnił biegu, hamulce zgrzytnęły, aż stanął zupełnie.
Otworzyły się szybko drzwi, zaczęto wysiadać,