Strona:PL Hans Christian Andersen-Baśnie (1899) 335.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

przyciskała zardzewiałą klamkę, dopóki się same nie otworzyły, a mała dziewczynka boso wybiegła w świat szeroki. Obejrzała się trzy razy, lecz nikt jej nie gonił; nakoniec, nie mogąc już dalej biegnąć, usiadła na wielkim kamieniu, spojrzała dokoła siebie i spostrzegała, że się już lato skończyło i nadeszła późna jesień, czego w cudownym ogródku staruszki nie można było zauważyć, bo tam ciągle świeciło słońce i kwitły kwiaty ze wszystkich pór roku.
— Mój Boże! jakżem się zapóźniła — rzekła Marysia. — Toć już teraz mamy jesień! O! już więcej odpoczywać nie będę!
I wstała, wybierając się w drogę.
Ach! jakże się jej małe, bose nóżki kaleczyły i męczyły! Wszystko dokoła wyglądało strasznie surowo i zimno. Długie liście wierzbowe całkiem już pożółkły, a rosa kapała z nich w dużych kroplach, i jeden listek po drugim opadał na ziemię; na dzikiej śliwie był jeszcze wprawdzie owoc, ale tak cierpki, że się aż usta ściągały od kwasu. Szaro było, ciężko i smutno na szerokim świecie!...



4. O księżniczce i jej mężu.

Kiedy się Marysia znowu zmęczyła drogą i usiadła pod drzewem, aby odpocząć, jakaś duża, szara wrona zaczęła skakać po śniegu dokoła drzewa, pod którem siedziała dziewczynka. Popatrzywszy bacznie na Marysię, wrona kiwnęła czarnym łebkiem, a wkońcu wskoczyła na gałęź i zawołała: