Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 207.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

okazywał się dla mnie, być może wskutek téj tajemniczéj sympatyi, która tak często ludzi wprost przeciwnych charakterów do siebie zbliża.
Ja także polubiłem go bardzo. Uczucie moje dla niego było dziwne i nie dające się określić. Trochę mniéj niż przyjaźń, znacznie więcéj niż zwykła towarzyska życzliwość, a tłem jego, jakiś odcień miękki, poetyczny, który w stosunkach męzkich nigdy prawie nie istnieje. Mimo, że równy ze mną wiekiem, że umysłem dojrzały, a usposobieniem starzec raczéj niż młodzieniec, robił on na mnie wrażenie dziecka potrzebującego opieki i tkliwości. Myślę téż, że największą jego niedolą była ta zupełna samotność, ten brak kochającéj ręki, któraby mu pieszczotliwem dotknięciem ochłodziła czoło, gdy je natłok myśli burzliwych i bolesnych rozpalił, ten brak kochającéj piersi, na któréj w chwilach znękania mógłby głowę zmęczoną oprzeć i pociechę w tym serdecznym wypoczynku znaleźć.
Często gdy własne zajęcia dłużéj mnie przy biurku zatrzymały, lub gdy zkąd z wieczoru wracałem, zachodziłem na dziedziniec zobaczyć, czy się u niego w oknie świeciło i w takim razie wstępowałem do niego na chwilę, która to chwila czasem godzinę i dłużéj trwała. Każde podobne przyjście moje sprawiało mu wielką ulgę. W dzień zajęcia, ruch, gwar rozrywały go nieco, dopiéro w nocy, gdy trawiony gorączką i bólem piersi, ani spać, ani pracować nie mógł, popadał w stan