Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 211.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Mówiłem to żartobliwie, lekko, w części, aby jego smutek rozpędzić, a w części dlatego, że wszystko we mnie wesołością tchnęło.
Jakoż uśmiechnął się i popatrzył na mnie uważnie.
— Jak pan dziś na rozradowanego wyglądasz — rzekł po chwili. — Musiała pana jakaś pomyślność spotkać. Prawda?
— Więcej niż pomyślność: szczęście! — odpowiedziałem, a myśli moje pobiegły ku Klarze.
— W takim razie winszuję panu z całego serca. Nie jestem z tych ślepców, co zaprzeczają istnieniu słońca, dlatego, że sami nigdy go nie widzieli! Tak, w istocie — ciągnął daléj powoli, nie spuszczając ze mnie wzroku — szczęście przez oczy pana wygląda; muszę mu się przyjrzeć: pierwszy raz w tak bliskiem z niem jestem sąsiedztwie.
Już chciałem mu powiedzieć, jakiego rodzaju było to szczęście, które przez oczy moje patrzyło, ale sam nie wiem, czemu zamilkłem. Zapewne wstrzymało mnie instynktowne poczucie delikatności, nie dozwalające nam cieszyć się czemś w obec tych, którzy właśnie to „coś” stracili. A że nie co innego, tylko ta sama moc miłości, która mnie życie uczyniła różowem, jemu je w kiry ubrała, tego byłem pewny.
Milczeliśmy więc czas jakiś obydwaj.
— Wiész pan, co za odkrycie dziś zrobiłem — ozwał się wreszcie Eugenjusz, ręką po czar-