Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 234.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Czy ta istota dziwna, któréj przenikliwość nieraz późniéj wprowadzała mnie w podziw, odgadła i wtedy moje obawy, nie wiem, ale popatrzywszy na mnie bystro, mówiła daléj tonem lekkim:
— Ja tego wszystkiego, jako rzeczy zupełnie specyjalnych nie czytałam, a choćbym i czytała, nie potrzebujesz się pan lękać, żebym mu jaki z tego powodu powiedziała komplement. Wiem, że pochwała profana jest często przykrzejszą od nagany znawcy. Ale jest inna niwa, na któréj pan pracujesz, a którą choć mało kto uprawiać, wielu przecież rozumieć i kochać może... Domyślasz się pan, że mam na myśli poezyję.
W téj chwili „wykrzyknik,” któremu od czasu zawiązania rozmowy między nami, nie dostało się ani jedno spojrzenie, wycofał się z poza fotelu i odszedł sztywnym, miarowym krokiem, rzucając na mnie wzrok pełen niechęci. „Kropka” zaniedbana, także pogodziła się już dawniéj z losem, przeniósłszy swe flegmatyczne adoracyje na sąsiadkę z drugiéj strony. Nikt więc nie przeszkadzał dalszéj naszéj rozmowie, którą nazwałbym zwrotnym punktem mojego życia. Wzmianka o poezyi posłużyła jéj do potrącenia o najbardziéj osobiste, najżywiéj obchodzące mnie kwestyje. Wspominałem już panu, iż nieraz przy muzyce matki zdarzyło mi się improwizować! Z improwizacyi tych, przenoszonych potém w poprawniejszéj formie na papier, utworzył się szereg „tłómaczeń Szopena,”