Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 250.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

podniecająco, budząc chęć zajrzenia w głąb téj duszy, co zdawała się kryć w swéj głębi ową mickiewiczowską „hydrę pamiątek.”
Na pożegnanie podała mi rękę z największą obojętnością.
— Życzę powodzenia w pracy wszelkiego rodzaju — rzekła żartobliwym tonem.
— Pozwoli pani odwzajemnić się życzeniem przyjemnego jutra po każdéj zabawie.
— Dziękuję, tego mi właśnie brakuje do... szczęścia!
Niepodobna opisać, ile ironii i zagadkowości mieściło się w tym jednym wyrazie.
Była to nasza ostatnia rozmowa znowu na czas dłuższy.
Dopiéro w poście spotkałem ją na ulicy, raczéj zobaczyłem idącą przed sobą. Domyśliłem się jéj po ruchach i figurze, a gdy się przypadkiem odwróciła, poznałem jéj rysy, choć byłem dosyć daleko. Nie ukłoniłem się przecież, bo zdawała się mnie nie widzieć! Szła prędko, śpiesząc się gdzieś widocznie, lecz gdy mijała otwarty kościół świętego Krzyża, przystanęła i po krótkim namyśle wbiegła na schody. I ja wyszedłem z domu bez zamiaru tego pobożnego wstępu, ale nieprzeparta siła popchnęła mnie w progi świątyni. Dotąd widywałem ją wśród ludzi w salonie, zapragnąłem ujrzeć ją samą wobec Boga.
Kościół był prawie zupełnie pusty. W obawie, aby odgłos moich kroków nie zwrócił jéj u-