Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 264.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Mnie wśród tych aksamitów, bronzów, marmurów zapełniających jéj salony dziwnie smutno się zrobiło: przemknęła mi przez głowę myśl nowa: czy „moja gwiazda,” stworzona i przywykła do zbytków, nie zrobi z siebie ofiary, wyrzekając ich się kiedyś dla mnie, który w najlepszym razie będę jéj mógł ofiarować tylko dostatek.
Uścisk ręki i wejrzenie, jakiem mnie powitała, dodały mi znów otuchy; mogłem w nich wyczytać gotowość do większych jeszcze poświęceń. Tyle téż tylko korzyści z téj pierwszéj wizyty odniosłem. Wujenka była ciągle w salonie, rozmowa była poboczna, a po kwadransie wziąłem za szapoklak i usłyszałem zwykłą w takich razach formułkę, abym znowu na dłuższą chwilę przypomniał sobie i t. d. Korzystałem z tych zaprosin, lecz dosyć rzadko. Położenie moje ówczesne nie pozwalało mi występować otwarcie w roli starającego się, musiałem więc być ostrożnym, aby częstem bywaniem nie obudzić jakich domysłów.
Widywaliśmy się przecież po parę razy w tygodniu. Wiedziałem zawsze gdzie ją znaleźć: na koncercie czy odczycie, w teatrze, w kościele, wszędzie nie pominąłem żadnéj sposobności, choćby tylko popatrzenia na nią, bo i w takich razach, dla niepoznaki, trzymałem się na uboczu, szczęśliwy, gdy przechodząc, skinęła mi główką, lub uśmiech zdaleka posłała.
Ale najmilsze to były owe literacko-artystyczne wieczory u kolegi. Tam zawsze znalazła się