Strona:PL Helena Staś – Na ludzkim targu.pdf/16

Ta strona została uwierzytelniona.
—   12   —

ale zawsze swoich. Po miesiącu podwyższono mu pensję o dwa dolary.
Na widnokręgu życia Romińskiego zaczął wyłaniać się świt... A świt ten przybierał różową barwę miłości pragnącej słońca...
Więc nie zwlekał. Tęsknoty i oczekiwania słowa słał za morze, za góry, za lasy, po swoje słońce...
Dało znać listu promieniem, że idzie...
Dla Romińskiego zaczęły się dnie radości i niepokoju.
— Żeby tylko morze przejechała szczęśliwie — powtarzał w myśli. — Wyjmował krzyżyk darowany mu przez nią, a który nosił na piersiach i kornie błagał Jezusa, aby dozwolił mu posiąść tę trochę ziemskiego szczęścia.
Wypełniając sobie czas, oglądał meble, które na swoje gospodarstwo zamierzał kupić, odgadywał naprzód co Anna na to i owo powie, widział ją w drzwiach ich mieszkanka — oczekującą jego powrotu, odczuwał jak mu szyję oplotła uściskiem. A potem przy stole przy wieczerzy ileż uwag, pochwał, śmiechu, wesela, i znów serdeczny, słodki pocałunek. I tak codzień... codzień przez całe, życie, zapatrzeni, zasłuchani w siebie, przejdą po ziemi w blasku miłości...