Strona:PL Helena Staś – Na ludzkim targu.pdf/232

Ta strona została uwierzytelniona.
—   228   —

Uszczęśliwieni rozbitki, odurzeni od kilku dni powodzeniem, pośpieszają na salę, która staraniem p. Łaź prześlicznie udekorowana, robi wrażenie czarodziejskiej groty, znajdującej się chyba w niebios krainie.
Na sali zaledwie dopiero kilka osób zajęło miejsca, ale też jeszcze godzina jest wczesna.
Romiński usunął się za kulisy do misternie ozdobionego dlań kwiatami gabinetu, a p. Łaź zajęła miejsce na sali.
Zbliża się dziewiąta godzina. Niestety, rozpromieniona przed chwilą protektorka z ściśnionem teraz sercem naliczyła dwadzieścia ośm osób.
Zrozumiała obojętność. Bilety kupiono, gdyż połowa dochodu przeznaczoną była na sierociniec, ale o koncert nie dbano. Cóż publikę chicagoską mógł obchodzić nieznany muzyk? — Czemże dla niej była siła muzyki? — Gdyby tak siła pięści, to co innego...
Siła ducha nie wcieliła się jeszcze w bezkształtną masę chicagoskiej polonji.
Wesołe przed chwilą myśli, rozpierzchły się w nieładzie, rade schować się choćby pod ziemie...