Strona:PL Helena Staś – Na ludzkim targu.pdf/62

Ta strona została uwierzytelniona.
—   58   —

Drzwi pod nadludzkiem wysiłkiem pękły, ale w tej samej chwili, czterech policjantów schwyciło go i wpakowało do patrolu.
Nie szamotał się już więcej. Czy powietrze podziałało, czy wysiłek go osłabił, bo dziwna — osobliwa cisza wypełniła go... Każdy odgłos końskich kopyt, każdy krok przechodniów, na które w innym czasie nie zwróciłby był wcale uwagi, teraz, tak wyraźnie słyszał, i tak się w nie wsłuchiwał, jakby te odznaczały się czemś szczególnem,
Niebo, ubrało się w czarną ciężką szatę i zaczęło płakać i buntować się. Upuściło kilka grubych łez na ziemię, wysłało raz i drugi błyski gniewu, zamruczało jakąś groźbę i gotowe było ryczeć i trzaskać wszystko co mu stanie w drodze.
Romiński widział i słyszał dokładnie każdy objaw gniewu przyrody, a potakując mu w myśli, wybijał palcami na kolanach takt pogrzebowy marsza Chopina. Wszakże w duszy jego dokonywał się pogrzeb z druzgotanych nadziei. Więc objaw wzruszonej przyrody znajdował w nim odgłos podobny uczuciu, z jakim słuchamy grudek ziemi sypiących się na trumnę drogiej osoby.
Nie zdawał sobie sprawy z tego co robił, ale widocznie instynktownie odczuwał, że dusza przenosiła się w inne sfery, w inny