Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0333.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Wtem Jędrek z Kropiwnicy zwrócił się do Zbyszka z twarzą już groźną i rzekł:
— Nie spotkacie się, powiadam, póki się moje stróżowanie nie skończy. Nie pozwolę ni jemu, ni wam.
— Przecie nie ja go pozwałem jeno on mnie.
— Ale za sowę. Dość mi tego, a któryby się przeciwił... Ejże!... wiem i ja, jako pas okręcić.
— Nie chcę się z wami bić.
— A musielibyście ze mną, bo ja tamtego poprzysiągł bronić.
— To jakże będzie? — spytał uparty Zbyszko.
— Ciechanów niedaleko.
— Ale co Niemiec pomyśli?
— Niech mu wasz człowiek powie, że tu spotkania być nie może i że pierwej musi być książęce pozwoleństwo dla was, a komturowe dla niego.
— Ba! a jeżeli pozwoleństwa nie dadzą?
— To się przecie znajdzie. Dość gadania.
Zbyszko, widząc, że nie ma rady, i rozumiejąc, że Jędrek z Kropiwnicy nie może istotnie na bitkę pozwolić, zawołał znów Sanderusa, aby wytłómaczył lotaryńskiemu rycerzowi, że bić się będą dopiero, jak staną na miejscu. De Lorche, wysłuchawszy słów Niemca, skinął głową na znak, że rozumie, a następnie wyciągnąwszy ku Zbyszkowi rękę, potrzymał przez chwilę jego dłoń i ścisnął ją mocno po trzykroć, co wedle zwyczajów rycerskich oznaczało, że bić się ze sobą gdziekol-