Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0458.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

powtarzał w duszy. Nagle jednak zawstydził się tej prędkiej radości, i zwróciwszy się do Czecha, rzekł:
— Juści mi go żal, i głośno to przyświadczam.
— Ludzie mówili, że Niemcy bały się go jak śmierci — odrzekł giermek.
Po chwili zaś zapytał:
— Wrócim teraz do zamku?
— Przez Niedzborz — odpowiedział Zbyszko.
Jakoż wstąpili do Niedzborza i zajechali przede dwór, w którym przyjął ich stary dziedzic Zelech. Juranda już nie znaleźli, lecz Zelech powiedział im dobrą nowinę.
— Tarli go tu śniegiem, ledwie nie do kości — rzekł — i wino mu wlewali w gębę, a potem parzyli go w łaźni, gdzie też począł i dychać.
— Żyje? — zawołał z radością Zbyszko, który na tę wieść zapomniał o swoich własnych sprawach.
— Żyje, ale czy wyżyje, Bóg wie, bo dusza nie rada z pół drogi wracać.
— Czemu zaś go powieźli?
— Bo przysłali od księcia. Co było pierzyn w domu, to go niemi przykryli i powieźli.
— A nie powiadał o córce nic?
— Ledwie, że zaczął dychać: mowy nie odzyskał.
— A inni?
— A inni u Boga już za piecem. Nie będą