Strona:PL Istrati - Żagiew i zgliszcza.djvu/44

Ta strona została przepisana.

by mi łatwo przyszło wydać tę książkę już w sześć tygodni po powrocie do Paryża. A jednak nie zrobiłem tego. żywiłem pewną nadzieję, przedewszystkiem nadzieję, że posłyszę donośny, wielki głos Maksyma Gorkija.
W ciągu trzech godzin, które spędziłem w Moskwie, w jego prywatnem mieszkaniu, Gorkij nie chciał mówić. Nie mogłem nic wyczytać z jego szczerej twarzy, z tych jego oczu, które mogą się stać dowolnie wszystkiem, czem zechcą. I nie mogliśmy wybrnąć z banalności. Ale to do czego Gorkij nie był zobowiązany wobec mnie, to winien jest powiedzieć światu, który go ceni i szanuje. Winien to jest przedewszystkiem tym, którzy pozwalają się miażdżyć każdej większości, — tym włóczęgom, co zawsze ulegają pokonani, — winien wreszcie całej klasie robotniczej, która żywi i podtrzymuje swych własnych tyranów.
Nadejdzie bowiem kiedyś dzień, gdy ci pokonani przyjdą do głosu, gdy głos ich będzie słyszalny ponad wszystkie klasy, — a w tym dniu straszliwe głosy pytać się będą Maksyma Gorkija, który już nie będzie w stanie im dać odpowiedzi, — na nieszczęście dla jego pamięci.
Oto moje całe wyznanie.