Strona:PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu/128

Ta strona została przepisana.

cych pieszczot, odemknęła drzwi, złapała tacę, na której stała butelka przedniego wina, oraz talerz wybornych ciasteczek.
Ciasteczka były znakomite, sprowadziła ich jeszcze więcej. Przekomarzaliśmy się z sobą i byłem w pysznym humorze. Ach te pieszczoty! ach te całusy! Ale zdawało mi się, że jest zbyt natarczywa i zarumieniłem się.
— Wiesz, chłopaczku, że jesteś do niczego... inny w twoim wieku... — potem zmieniła temat rozmowy — czy jesteś Turkiem?
— Nię wiem.
— A jakie masz dowody i papiery?
— Nie mam żadnych.
— I jeździsz po Turcji bez papierów, ależ to nieostrożność. Mogą cię zaaresztować.
Przeraziłem się. Nie zląkłbym się bardziej, gdyby mi powiedziała, że pachołki Mustafy-beja stoją przed drzwiami! Prosiłem ją, aby nikomu nie wspominała, że nie mam dowodów osobistych. Przyobiecała mi swoją opiekę.
I znowu opieka! I znowu bluźnierstwo! Nie było więc sposobu, ażeby żyć spokojnie, bez opieki nieproszonych i samozwańczych przyjaciół... Wróciły czarne myśli. Ona pieściła moje ręce.
— Masz śliczne pierścionki. Podaruj mi jeden.
Nie mogłem odmówić pierścionka mojej nowej protektorce.
Życie moje zaczęło się załamywać. Minęły dwa tygodnie od czasu mojej wolności, a już ręka niewidoczna, ale długości od Konstantynopola do Bejrut