Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom II.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

przeciągało przed królem i królową, którzy oboje okazywali uciechę z tego widowiska, chociaż więcej ono pono dla gawiedzi niż dla nich uczynione było, a Anna Jagiellonka poczekawszy nieco później bodaj ziewanie chustynkę na ustach trzymając pokrywała.
Książęta słuckie królowi J. Mci chcąc zarówno jak hetmanowi uczynić przyjemność tę, że im wiktoryą ich świeżą na pamięć przywiedli, całą niby wyprawę w osobach i różnych emblematach reprezentowali. Tuż za nimi jechali trębacze we zbrojach pozłocistych, a dalej stu rycerzów na koniach i piechota z pozłocistemi szefelinami po staroświecku, i wozy, na których Połock, Sokół, Wieliż, Wielkie Łuki, a na innych czterech wieziono skarby, skrzynie trzy, kubki niesiono, i szli dziwnie poubierani mężowie, niby jeńcy wojenni. Przyczem, żeby się ludzie nie cisnęli, wodą zaprawioną wonnościami na tłum strzykano. Tego całego tryumfu, dla wielkiej rozmaitości osób, z jakich się składał, opisać jest trudno; gdyż mnogość była i więźniów i rycerstwa i niewiast powiązanych i niesionych łupów i chorągwi i wszelakiej wojennej zdobyczy, jako to na tryumfach rzymskich, których kolumny pamiętne dotąd stoją, widzieć można.
Jechał i drugi Saturnus na wozie, który się sam poruszał, albo-li też pod okryciem schowani ludzie go posuwali, ale ich widać nie było. Szli