Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 075.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Sam on nie wiedział dobrze co to byli za winowajcy, których mu strzedz kazano, miał ich za grzeszników srogą kościelną odbywających pokutę. Ciekawość wiek już w nim przytępił.
— Dużo masz i roboty i zachodu, mój bracie — mówił doń pisarz — na twe stare lata, ciężko ci już być musi.
— Nie — soli Deo gloria! — rzekł braciszek, bo zwykł był ten pobożny wykrzyk często powtarzać. Już się człowiek wdrożył i drepcze, nie czując znużenia.
— Macie bo pewnie i więźniów w kunie do pilnowania...
— A zawsze ich tam coś jest — rzekł stary — ludzie nie anioły — toć to jeszcze pół — poganów dużo.
— Tak — tak — potwierdził ks. Petrek — a z temi więźniami ciężka sprawa, bo to butne i zuchwałe...
— Nie wszyscy — kaja się wielu.
— Teraz ich tam dużo u was? — zapytał nawiasowo ks. Petrek.
— Było więcéj, dwu mi wczoraj ubyło.
— Wczoraj! na raz dwu! ulga wielka — cóż to za ludzie byli?
— Pono wojenni jacyś... na rycerzy wyglądali — a no dziwnie łagodni i cisi byli.
— Młodzi — starzy?